sobota, 26 października 2019

Pan doktor jest zadowolony i ja też.

W czwartek byłam na kontroli wtórnej operowanego oczka.
Już wstępne badanie wypadło znakomicie szybko i bez problemów przeliterowałam 2 strony na ściance.
Badanie na urządzeniu ( nie wiem jak się nazywa, a było ich kilka) tez wypadło super.
Lewym okiem widzę super. Ale jest mały problem. Bo prawe jest chore i troszkę fałszuje obraz.
Bez okularów widzę prawym okiem bardzo źle , a w okularach lewe oko widzi gorzej.
Mogłabym zalepiać oczka na zmianę . Tylko czy mi się chce?
Prościej jest przyzwyczaić się do tego dyskomfortu. Tym bardziej, że wizytę kwalifikacyjną  do operacji prawego oka mam wyznaczona na 17-ego stycznia. A potem szybko ( chyba?) operacja.
Dobrze, że nie będzie jej przed świętami.  A może nie dobrze, bo nie będę miała wymówki i trzeba będzie przygotowywać święta.
A tymczasem wszystko jest w porządku. Jeszcze nie szarżuję skłonami i dźwiganiem . Ale i nie siedzę bezczynnie.
W piątek przyjeżdża synuś z najmłodszą wnuczką, więc muszę się przygotować.
Na cmentarz pójdziemy we czwartek . A młodsze pokolenie niech idzie w piątek.
I tak zacznie się listopad. Jak ten czas leci . Slogan...ale to prawda.

wtorek, 8 października 2019

Trudny temat okiem starszej pani.

To będzie kontrowersyjny bardzo wpis. Odwrócą się do mnie plecami młode aktywne kobiety.
A ja po prostu napiszę o moich kilkuletnich spostrzeżeniach dotyczących życia kobiet.
Od wielu lat kobiety walczą o równouprawnienie z mężczyznami. W różnych dziedzinach życia zawodowego, społecznego i rodzinnego. I o tym życiu rodzinnym chciałabym kilka słów napisać.
Od zarania dziejów we wszystkich kulturach i religiach istnieje podział ról. Męskie i żeńskie .
Przez wieki kobieta była strażniczką domowego ogniska.
Przez wieki kobieta dbała o dom, dzieci, męża. O rodzinę a nawet o służbę. I rzadko kiedy nie dawała sobie rady.
Udawało się to kobietom z miasta, ze wsi, z dworu .
Fakt, że bogatsze miały pomoc w osobach opiekunek, służby i kucharek. Ale i tak pani domu była głównodowodzącą. I jak ona rządziła, tak działo się w jej domu.
To, że nie pracowała zawodowo ( chociaż często biedniejszym się zdarzało), to nie znaczy, że leżała i pachniała. Takie tez bywały zawsze, ale nie o nich mowa.
A więc cały trud z rodzeniem dzieci, ich wychowaniem, przygotowaniem do nauki i życia spoczywał na barkach matki. Cały trud z ukształtowaniem mężczyzny w roli męża spoczywał na barkach  żony. No i jeszcze rola kochanki, aby "jadał " w domu.
Do tego musiała kobieta dbać o dom, kasę i spiżarnię.
I najczęściej dawała sobie świetnie radę. Do tej roli przygotowywana była przez swoje poprzedniczki. Swoje babcie, matki, siostry i...teściowe.
Łatwiej to było niż teraz, bo ... rodziny były wielopokoleniowe i często mieszkały w jednym domu.

A współczesne kobiety mają trudniej. Mieszkają bardzo, bardzo często oddzielnie. Z dala o babć,  matek, sióstr. O teściowych nie wspomnę, bo " jak najdalej"
Współczesne kobiety "muszą" być niezależne. I mentalnie i finansowo i zawodowo.
Nikt nie ma prawa mówić im jak mają kierować swoim życiem, bo one wiedzą najlepiej.
Lepiej od swoich babć, matek . A teściowej zdanie w ogóle się nie liczy.
Mąż też niewiele ma do powiedzenia. Mąż robi dzieci ( jeśli kobieta tego chce) i zarabia pieniądze.
Nie, nie bronię mężczyzn. Ale tak ogólnie wygląda. Owszem są wyjątki. I one świadczą o regule.
Kobiety chcą wszystko zrobić same. Ot, takie współczesne Zosie-Samosie. I nie dają rady. A potem wypalają się, są zmęczone, mają depresję.
Zmieniają mężów, pracę, miejsce zamieszkania. I nic to nie pomaga.
One po prostu odbiegły od swojej spokojnie wypełnianej roli zony, matki i kochanki. To im w pewnym okresie nie wystarczało.

Każda kobieta, która stawia ponad wszystko rodzinę , uważana jest za otumanioną kurę domową. Głupią, naiwną i ciemną.
Nie ważne, że w jej domu panuje spokój, harmonia i ład.
Nie ważne, że ma czas dla dzieci, dla męża i dla siebie. To nie prawda, ze cały dzień siedzi w kuchni. Bo nauczy się ten czas organizować i wszystko uporządkować. A przede wszystkim ma czas na wychowywanie dzieci.
Dzieci nie ganiają samotnie po ulicach, mają czas na odrabianie lekcji i na zabawę. Bo mama zawsze wszystko ułoży. Jeśli tylko zechce.

I nie rozumiem też nazywania patologią rodzin , w których matka pozostaje w domu i pobiera zasiłki. Te zasiłki pomagają dzieciom w rozwoju zainteresowań. Nie koniecznie tak jest jak często mówi się, że są przeznaczane na alkohol. Ja osobiście nie znam rodzin, w których tak się dzieje.
A znam rodziny, w których dzieci chodzą do kin, teatrów, na dodatkowe zajęcia., kolonie.

A rodzice cieszą się, że pomimo niskich dochodów mogą im to zabezpieczyć.

I na koniec... szczęśliwe dzieci, to szczęśliwe matki i szczęśliwe kobiety. Spełnione w swojej odwiecznej roli.




piątek, 4 października 2019

Już widzę ostrzej i barwy są czyste.

Dzisiaj minie druga doba po zabiegu usunięcia zaćmy.
W środę o 11-tej " karnie "stawiłam się na Izbie Przyjęć. Po kilku minutach rejestracji , sympatyczny pan odprowadził mnie na oddział. Tam pielęgniarka zmierzyła mi ciśnienie, inna pielęgniarka wstrzyknęła mi wenflon i odprowadziła na salę. I tam czekałam cierpliwie ( lub troszkę mniej cierpliwie) na zabieg. A ponieważ był to szpital Wojewódzki, więc w pierwszej kolejności na operację zabierano osoby spoza Olsztyna. A ja na salę operacyjną wyjechałam po 19-tej. !0 minut przed 20-tą wróciłam na oddział i zadzwoniłam po męża.
Zabiegu nie bałam się do momentu gdy widziałam co dzieje się w moim oku. Nie bolało mnie nic, tylko szczypało. Ale widziałam dziwny obraz wyjmowania soczewki i nakładania nowej. Nowa była jak kryształ. Chyba bardzo się przestraszyłam, bo skoczyło mi ciśnienie. Jak bardzo, to tego lekarz mi nie powiedział. Pewnie nie chciał mnie przestraszyć. Dostałam silny lek i po godzinie przebywania na oddziale ciśnienie wróciło do książkowej postaci.
W domku byłam o 21:20.
I najgorsze było , to że nie mogłam spać w mojej ulubionej pozycji na lewym boku.
Rano 0 11-tej byłam na pierwszej kontroli. Wypadła ona znakomicie. Odczytałam literki, niektóre były niewyraźne , ale odczytałam prawidłowo. Na badaniu na aparaturze też było dobrze. pan doktor był zadowolony i na następną kontrolę mam stawić się za 3 tygodnie.
Dostałam 3 rodzaje kropelek i 1 żel. Mam przyjmować co 4 godziny do wyczerpania .
No i efekt już dzisiaj był. Okulary ( te od chodzenia) są zbędne, bo gorzej w nich widzę. Jeszcze używam tych do czytania, bo prawe oko jest jeszcze przed operacją.
Z domu świadomie wyszłam bez okularów po ponad trzydziestu latach ich noszenia.
Jedynym minusem tej operacji jest to, że widzę każdą plamkę na dywanie, oknie i.t.p
Teraz jeszcze muszę oszczędzać oczko. Ale idzie ku lepszemu. Czyli ku młodości, bo nie będę mieć zaćmy starczej.

wtorek, 1 października 2019

Po czym poznać starość?

Już o tym pisałam na FB, Ale tak to mi się spodobało, że jeszcze raz o tym wspomnę.
Otóż pomimo, że czuję się młodo i opakowanie jeszcze nie do wyrzucenia, to już jestem... stara.
Pani okulistka w diagnozie po badaniu, napisała rozpoznanie...zaćma starcza. I nic dodać , nic ująć.
A jutro po 4-miesięcznym wyczekiwaniu idę na zabieg usunięcia zaćmy w lewym oku. Potem będzie pora na prawe. Ale za kilka tygodni.
I wróci mi młodość!!! Będzie fajnie. I jak mówią pacjenci po zabiegu, dobry wzrok wraca i  co najważniejsze świat nabiera kolorów .


Już jestem spakowana i pozytywnie nastawiona. Troszkę mnie straszą niemożnością wykonywania różnych czynności. Ale od czego mam męża. Właśnie od tego aby mnie wspierał i wyręczał . Aby schylał się za mnie, podnosił ciężary i takie inne różne. A jak przyjdzie czas na pomoc dla niego, to ja mu się zrewanżuje. I to jest najpiękniejsze w związkach dojrzałych ludzi. Nie piszę starych, bo będę miała dobry wzrok, a mąż jeszcze ma.
Ciekawa jestem jak będą przebiegać mi dni, bo z wielu rzeczy muszę na jakiś ( mam nadzieję na krótki) czas zrezygnować. Z rozrywek pozostanie mi słuchanie radia. A to lubię bardzo. Rano radio, po południu radio i wieczorem tez radio. Do oporu.
Dobrze, że na działce posadziłam nowe piwonie, liliowce i cebulki tulipanów oraz hiacyntów. A na parapetach posadziłam jesienne krokuski.
Mąż sam będzie musiał obsypać kora roślinki i jak pogoda i kolanko mu pozwoli, to skopie warzywniach i rozzrzuci nawóz.
Ale mam nadzieję, ze jeszcze kilka razy tej jesieni nacieszę oko działeczką.