poniedziałek, 29 lutego 2016

Pustka.

Dnia 23.02. Mama odeszła.
Rano  po cichutku nikomu nie tłumacząc się i nikomu nie przeszkadzając. Po prostu odeszła.
Jeszcze po 8-ej poprawiłam jej pościel, dałam pić i poszłam do kuchni zaparzyć sobie kawę i ugotować mleko z kaszką dla Mamy.
I gdy przed 9-tą przyszłam do pokoju aby Ją nakarmić, zauważyłam nową nieznaną zmianę.
Mama umierała. Zamknęłam jej oczy, wzięłam za jeszcze ciepłe dłonie i modląc się jeszcze raz prosiłam o wybaczenie i dodawałam jej otuchy przy przejściu na drugą stronę. Mówiłam, że Tam na Mamę czeka Jej Mama, siostra i bracia. Czekają Jej Mężowie.
I Mama spokojnie poszła do Nich.
Nie rozpaczałam. Ale płakałam.
Musiałam zadzwonić po lekarza. Musiałam zadzwonić do firmy zajmującej się pochówkiem. Musiałam mieć siły.
Co prawda mąż mi pomagał i córka też. Ale to ja jestem córką.
Pogrzeb był bardzo kameralny. Tak bardzo wiekowi ludzie mają już okrojone rodziny i bardzo mało znajomych.
Nie mniej jednak poinformowaliśmy rodzinę mojego męża. To było moim szczerym zamiarem pojednania się z nimi. I bardzo cieszę się, że chyba mi się to uda. Bo przyszły wszystkie trzy kobiety na których mi zależało. Bo to kobiety tworzą rodzinę i ją cementują.
A teraz pozostają sprawy do załatwienia. Najważniejsza złożenie wniosku o odrzucenie spadku. Czyli pozbycie się długów, które mogłyby przejść na nas i na nasze dzieci  i ich dzieci. Muszę też zamknąć jej konto i powiadomić o śmierci firmę do której przelewałam dług Mamy.
To są przykre sprawy , które ciążyły od kilku lat na naszych stosunkach. Ale to wszystko wybaczyłam Mamie i mówiłam o tym w Jej ostatnich dniach. Chciałam aby odeszła w spokoju świadoma, że nie mam do niej żalu i wszystko pozałatwiam.
I tak jest i tak właśnie robię.
Nie mogę oswoić się z Jej pustym pokojem. Ciągle mam wrażenie, ze tam jest i chodzi po przedpokoju.
Wiem, że to minie. Ale póki co Mama jeszcze jest z nami.

piątek, 19 lutego 2016

Dziwne odczucia....

...gdy wiele osób z którymi rozmawiam o chorobie mamy przygotowuje mnie na jej śmierć. A ja tego nie czuję.
Wczoraj pielęgniarka spytała mnie czy wiem co mam robić w przypadku gdy mama odejdzie. Poinformowała gdzie mam w pierwszej kolejności dzwonić i co załatwiać. Po jej wyjściu weszłam na odpowiednie forum w internecie. Wszystko to co powiedziała Pani Celinka pokrywało się z informacjami jakie znalazłam na forum.
Wiem, że z każdym dniem zbliża się ta chwila. Ale nie czuję tego. Widzę codzienne zmiany w mamie. Ale nie czuję jej zbliżającej się śmierci.
Mam niemiłe stosunki z rodziną Jędrusia. I chcę zrobić ( znów) krok aby scementować tę rodzinę. Chcę ( gdy już zajdzie taka potrzeba) powiadomić ich o pogrzebie i zaprosić ich na obiad w domu.
Jak oni zareagują, to już naprawdę bez znaczenia. Jeśli przyjdą, będę bardzo szczęśliwa, że znów będziemy stanowić rodzinę. Ale jeśli nie przyjdą, to nie będę z tego powodu rozpaczać. I też zamknę ten rozdział w swoim rodzinnym życiu.
Myślę o tym i o sprawach finansowych ( długi mamy) i niby wiem co mam robić, ale boję się tego wszystkiego.
Pani Celinka radzi mi iść z wizytą do psychiatry. Mam już zarezerwowaną kolejkę od grudnia. I chyba wybiorę się. Bo obawiam się, że jednak nie dam rady i pęknę w najmniej odpowiednim momencie. Już teraz łapię się na typowych objawach zbliżającej się depresji. Nie wychodzę z domu , bo mi się nie chce. Nie dbam o siebie, bo mi się nie chce. Do wszystkiego zmuszam się. Nawet do gotowania. A przecież to bardzo, bardzo lubiłam. Niby trzymam się a jednak mam coraz częściej słabe momenty.
A przecież wszystko jest jeszcze przede mną

czwartek, 18 lutego 2016

Czas spokoju i wybaczania.

Dzisiaj mam dziwny taki nastrój. Może na taki stan wpływa fakt, że daję sobie radę z opieką nad mamę. Mam już opracowane ruchy przy karmieniu sondą, przy obmywaniu ciała, przewijaniu. Mam już zorganizowany dzień. A mama jest spokojna i nieruchliwa. To bardzo pomaga przy pielęgnacji chorego.
Jestem wyciszona a to sprzyja różnym rozmyślaniom.
Miałam co wybaczać mamie, to fakt. Ale już zapomniałam o wszystkim . I wybaczyłam wszystko.
Nie jestem osobą modlącą się zanadto. Modlę się z szacunkiem dla Boga. Nie wyklepuję modlitw przy każdej wolnej chwili.
A teraz postanowiłam modlić się na głos przy mamie. Mama modliła się bardzo często. Teraz już nie może. Więc to dla niej i z miłości do niej i szacunku pomodlę się aby spokojnie przeżyła ten swój ostatni etap.
Skoro ma jej to pomóc w przejściu na drugą stronę, to niech tak będzie.
Może będzie słyszała te modlitwy? Może nie będzie się bała i nie będzie cierpiała?

piątek, 12 lutego 2016

Tydzień za nami. Daję radę.

Jak ten czas szybko leci. Już tydzień minął jak mama jest w domu. Wszystko mnie przerażało.
Począwszy od karmienia i pojenia a skończywszy na przewijaniu i myciu.
Mama już pierwszego dnia wyjęła sobie sondę. Więc karmię ją strzykawką. Ale już nie chce jeść. I nie wiem czy kaprysi bo jej nie smakuje, czy nie może przełykać. Wciskam jej 50 ml. I bez znaczenia czy to mleko z kaszką, sok, zupa czy woda.
Mamy już pielęgniarkę. Była dwa razy. Pokazała mi jak myć mamę. I przy wielkiej pomocy Oli zrobiłyśmy to. Może nie było fachowo ale mama jest odświeżona. I pościel udało nam się zmienić. Co przy braku współpracy ze strony mamy wcale nie było łatwo.
Mamy całoroczne zlecenie na pieluchy, cewniki i woreczki. Dzisiaj mąż przytargał ze sklepu medycznego 60 pieluch.
Przekładam mamę na drugą stronę co 3 godziny, masuję ręce i stopy.
Zeszła opuchlizna z lewej dłoni.. A była jak balon. Smarowałam Altacetem. I podaję Ibufen.
Czasem poruszy ręką. Ale generalnie nie rusza się. No i krzyczy przy każdej próbie przewrócenia jej czy zmiany koszulki albo pieluchy. O jęczeniu już nie wspomnę, bo przyzwyczaiłam się.
Jeśli jutro i pojutrze nie będzie jadła, to poproszę pielęgniarkę o założenie sondy. Ale to też nie jest wyjście idealne, bo trzeba będzie przywiązywać jej ręce aby tej sondy nie wyciągała.
I nabieram powietrza, wdechów kilka robię i do przodu.

niedziela, 7 lutego 2016

Asystujące prawnuczki. Czyli jak dziewczynki oswajają się z chorobą Babuleńki.

Często w rozmowach przewija się pytanie: czy oswajać dzieci ze śmiercią najbliższych.
Odpowiem, że tak!!!
Moje wnuczki 10-letnia Alicja i 6-letnia Maja wiedzą, że Babuleńka jest bardzo chora i to jest jej ostatni etap życia kończący się śmiercią.
Dzisiaj asystowały przy myciu Babuleńki. Szczególnie Alusia. Wzruszyła mnie bardzo, bo do Babuleńki mówiła moimi słowami, uspakajała ją i pomagała nam przy myciu.
A gdy wylewałam woreczek z moczem zapytała czy ja się nie brzydzę. Odpowiedziałam , że nie bo przecież to jest moja Mama. A potem sama wzięła pampersa i zaniosła do wiaderka. Cały czas dziewczynki obserwowały jak ja z córką myjemy babcię, obcinamy paznokcie i smarujemy oliwką i maścią.
Dziewczynki wiedzą, że Babuleńka już niedługo umrze. I wezmą udział w pogrzebie.
Bo dzieci  muszą uczestniczyć we wszystkich przejawach życia rodzinnego. A takim jest choroba i śmierć najbliższych.

sobota, 6 lutego 2016

Znów w domku. I dobrze!!!

Wczoraj odebrałam mamę ze szpitala. Lekarze zlikwidowali stan zapalny w organizmie. I stan mamy pozwolił na wypis do domu. Mamę z cewnikiem i sondą do karmienia przywieziono karetką do domu.
W pewnym sensie wymusiłam na lekarce prowadzącej zaświadczenie o konieczności sprawowania całodobowej opieki pielęgniarskiej.
Pielęgniarki podpowiedziały mi abym w przychodni rodzinnej zgłosiła potrzebę opieki przez pielęgniarkę środowiskową. Tak też zrobiłam zarejestrowałam się do lekarki.
Dlaczego ja wszystko widzę w różowych barwach? Dlaczego wydaje mi się, ze wszystko jest proste do załatwienia?
Przed wyjściem zadzwoniłam do ZOL-u i dowiedziałam się, że mogę złożyć wniosek o umieszczenie mamy, bo mama jest karmiona sondą. Wydrukowałam odpowiednie formularze i zaniosłam do przychodni. I znów w pewnym sensie wymusiłam wystawienie skierowania, wypełnienie przez pielęgniarkę wywiadu, oceny w skali Bartela. Ale mam już komplet ( mam nadzieję ) dokumentów i w poniedziałek wyślę do ZOL-u.
No i miałam oczywiście kilka pytań do pielęgniarki . I tu zostałam potraktowana co najmniej śmiesznie. Bo zadawałam dziecinnie proste pytania. Jak postępować z woreczkiem na mocz czy też sondą. Pielęgniarka była zdziwiona, że ja takich prostych rzeczy nie umiem. A dla mnie to był pierwszy w życiu kontakt z tak prostymi dla niej czynnościami. Mogła mi wytłumaczyć bez ironicznego uśmiechu. Ale i to też przeżyłam.
Po drodze do domu kupiłam kilka woreczków. I udało mi się za pierwszym razem ( bez wylania podłogę  zawartości woreczka) wymienić woreczek. z sondą mam na dwa dni spokój, bo mama sobie ją wyjęła. Zapomniałam przywiązać rękę do łóżka.
Ale udało mi się wstrzyknąć 30 ml zupy i  wieczorem 100 ml mleka z odrobiną kaszki, masła i cukru.
Strzykawką podaję też wodę i rozcieńczony sok jabłkowy.
A jutro muszę mamę pomęczyć i obejrzeć jej ciało, bo w karcie obserwacyjnej pielęgniarka zamieściła informację o odleżynach.
A w niedzielę przyjdzie Ola i będziemy mamę pucować.
Mama jest spokojniejsza, nie jęczy tak jak poprzednim razem.Może dlatego, że nie ma gorączki. Może też mniej ją coś boli?
Zobaczymy co nam czas przyniesie .