środa, 27 stycznia 2016

To zakrawa na kpiny!!!

Dzisiejsza noc przebiegła niespokojnie. Mama ciągle jęczała tak jakby ja cos bolało. Rano miała gorączkę 38,5. Bardzo mało przyjmowała płynów . Udało mi sie wlać kilka łyżeczek wody . A potem kilka łyżeczek przecedzonej zupy. I koniec. O przyjęciu leków lepiej nie mówić. Jedną tabletke udało mi się rozkruszyć i rozpuścić w bardzo małej ilości wody. Drugiej nie dałam rady rozpuścić. Nie rozumiem jak można osobie mającej trudności w połykaniu przepisać tabletki i kapsułki.
Lekarka rodzinna przyszła w końcu z dwugodzinnym opóźnieniem. I stwierdziła, że stan mamy wymaga opieki w ZOL-u. Ale nie kwapiła się do wystawienia skierowania. Podpowiedziała aby zadzwomnić po pogotowie. Bo mama wymaga szybkiego podania antybiotyku. I nawodnienia.
I zadzwoniłam po pogotowie. A tu zonk. Następna "przyjemność". Pan "manewrowy" ( jak to mój mąż nazwał) oburzonym glosem stwierdził : co pogotowie może pomóc? Po kilku ostrych zdaniach łaskawie zgodzil się wysłać karetkę. A mama miała już 39,2.
I karetka z sanitariuszami przyjechała. I od samego początku potraktowali mnie z góry. Pan sanitariusz stwierdził, że mamy nie wezmą do szpitala. A tak w ogóle to działam nie zgodnie z procedurami. Bo powinnam wezwać lekarza z przychodni. I długo upierał się w swojej decyzji. Pani sanitariusz stwierdziła, że powinnam zbijać gorączkę i stosować zimne okłady. Zimne okłady na jakiś stan zapalny.!!!Strasznie zdenerwowałam się. I krzyczałam. A oni, że krzyczę i robię awantury. W końcu zażądałam pisemnej odmowy udzielenia pomocy. Mama w ogóle nie kontaktuje , a on pyta się ją o nazwisko i imię. Na to ja wybuchłam, że znalazł się następny mądry. Oburzyli się ale to pomogło. Jeszcze raz sam ją zbadał i stwierdził, że zawiozą mamę do szpitala. Nie mogli uwierzyć, że mamę w takim stanie przywieźli  wczoraj do domu.
Ale to i tak było usiłowanie odepchnięcia od siebie podstawowego obowiązku niesienia pomocy.
To nieprawdopodobne jak wszyscy uprzejmie i z uśmiechem kierują mnie do innych.
Nawet jeśli mama zbliża się do końca swojej drogi, to nie znaczy, że ja podołam pomóc jej medycznie w ostatnich chwilach. Mama teraz jest w szpitalu . A ja mam zadzwonić jeszcze . I aż boję się co mi znów głupiego powie lekarz.
No i dodzwoniłam się. Mama została przyjęta na oddział chorób wewnętrznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz