piątek, 29 stycznia 2016

Miałam rację , ale nie jestem z tego powodu szczęśliwa.

No i okazało się, że miałam rację awanturując się  o zabranie mamy do szpitala.
Mama ma zapalenie dróg moczowych, zapalenie płuc, niewydolność nerek , problemy z sercem ( pomimo wszczepionego rozrusznika). I oczywiście problemy z przyjmowanie pokarmu i napoju. Zwraca podawaną zupę i płyny.
Lekarz delikatnie poinformował, że to już końcowy etap i brak szans na poprawę.
Piję meliskę i staram się brać to wszystko ze spokojem. Bo nerwy i awantury niczego nie zmienią. A ja muszę też być silna i w miarę zdrowa.
Stopniowo sobie wszystko poukładam. Mam jeszcze czas. Mniej albo więcej, ale mam trochę czasu na przygotowanie się do ostatecznego momentu.
Z różnych względów nie będzie to łatwe. Ani ze względów finansowych ani z rodzinnych względów.
Jest tak jak jest i też nic na to nie poradzę.
Jutro wybieramy się z Olą, która chce zobaczyć swoją babcię i pobyć z nią chociaż przez chwilkę.
Czekam....

czwartek, 28 stycznia 2016

W szpitalu.

Dzisiaj moja mama została przyjęta na oddzial wewnętrzny w szpitalu UWM.
Leży pod kroplówką i pod monitorem. Lekarz dyżurny potwierdził moje przypuszczenia, że jest infekcja. A dokładniej dowiem się jutro gdy porozmawiam z lekarzem prowadzącym.

środa, 27 stycznia 2016

To zakrawa na kpiny!!!

Dzisiejsza noc przebiegła niespokojnie. Mama ciągle jęczała tak jakby ja cos bolało. Rano miała gorączkę 38,5. Bardzo mało przyjmowała płynów . Udało mi sie wlać kilka łyżeczek wody . A potem kilka łyżeczek przecedzonej zupy. I koniec. O przyjęciu leków lepiej nie mówić. Jedną tabletke udało mi się rozkruszyć i rozpuścić w bardzo małej ilości wody. Drugiej nie dałam rady rozpuścić. Nie rozumiem jak można osobie mającej trudności w połykaniu przepisać tabletki i kapsułki.
Lekarka rodzinna przyszła w końcu z dwugodzinnym opóźnieniem. I stwierdziła, że stan mamy wymaga opieki w ZOL-u. Ale nie kwapiła się do wystawienia skierowania. Podpowiedziała aby zadzwomnić po pogotowie. Bo mama wymaga szybkiego podania antybiotyku. I nawodnienia.
I zadzwoniłam po pogotowie. A tu zonk. Następna "przyjemność". Pan "manewrowy" ( jak to mój mąż nazwał) oburzonym glosem stwierdził : co pogotowie może pomóc? Po kilku ostrych zdaniach łaskawie zgodzil się wysłać karetkę. A mama miała już 39,2.
I karetka z sanitariuszami przyjechała. I od samego początku potraktowali mnie z góry. Pan sanitariusz stwierdził, że mamy nie wezmą do szpitala. A tak w ogóle to działam nie zgodnie z procedurami. Bo powinnam wezwać lekarza z przychodni. I długo upierał się w swojej decyzji. Pani sanitariusz stwierdziła, że powinnam zbijać gorączkę i stosować zimne okłady. Zimne okłady na jakiś stan zapalny.!!!Strasznie zdenerwowałam się. I krzyczałam. A oni, że krzyczę i robię awantury. W końcu zażądałam pisemnej odmowy udzielenia pomocy. Mama w ogóle nie kontaktuje , a on pyta się ją o nazwisko i imię. Na to ja wybuchłam, że znalazł się następny mądry. Oburzyli się ale to pomogło. Jeszcze raz sam ją zbadał i stwierdził, że zawiozą mamę do szpitala. Nie mogli uwierzyć, że mamę w takim stanie przywieźli  wczoraj do domu.
Ale to i tak było usiłowanie odepchnięcia od siebie podstawowego obowiązku niesienia pomocy.
To nieprawdopodobne jak wszyscy uprzejmie i z uśmiechem kierują mnie do innych.
Nawet jeśli mama zbliża się do końca swojej drogi, to nie znaczy, że ja podołam pomóc jej medycznie w ostatnich chwilach. Mama teraz jest w szpitalu . A ja mam zadzwonić jeszcze . I aż boję się co mi znów głupiego powie lekarz.
No i dodzwoniłam się. Mama została przyjęta na oddział chorób wewnętrznych.

wtorek, 26 stycznia 2016

Jak to się zaczęło?

To nie był pierwszy pobyt mojej mamy w szpitalu z powodów psychiatrycznych. O poprzednim pobycie może napiszę kiedyś przy okazji.

Ten pobyt zaczął się nasilonymi dziwnymi zachowaniami w maju poprzedniego roku. Bardzo różnie zachowywała się. Ale w listopadzie zaczęło to już mnie przerastać. Znów zaczęła przeganiać nocą tłumy i robić jakieś zbiórki. Poza tym zaczęła pić wodę z sedesu przy pomocy kubka i muszelek, które mam na pólce dla ozdoby. Do tego doszło siusianie do kubka, na podloge i do kapci.
Tak się złożyło, że lekarz psychiatra opiekujący się mamą zadzwonił, że ma wolny termin wizyty domowej. Bardzo mnie to ucieszyło. I 4 grudnia zawiozlam mamę na oddział. Mama sama zeszła ze schodów, wsiadla do taksówki, rozmawiała z lekarką ( odpowiadala na pytania - czasem lepiej częściej gorzej). A na oddziale zaczęła nawet śpiewać. I taką ją zostawiłam. I to były ostatnie normalniejsze zachowania mojej mamy.
Po kilku dniach odwiedziłam mamę. Przywieziono mi mamę na wózku. Już nie kontaktowała za bardzo.
A po tygodniu nawet już nie przywieziono mi mamy. Nawet jej nie widziałam. Bo leżala po kroplówka i po dzialaniu leków wyciszających. Znając moją mamę i jej reakcje, wierzę lekarzom, że była agresywna i krzyczała na pielęgniarki. To nie była agresja na wielką skalę , ale dała się we znaki personelowi.
Od początku pobytu prosiłam lekarza o pomoc w umieszczeniu mamy w ZOL-u. Ale ciągle słyszałam, że jutro. Sama zadzwoniłam do dwóch zakładów. Kolejka zapisów na pobyt jest na cały rok.
Pobyt w DPS-e nie wchodzi w rachubę ze względów finansowych. A na Hospicjum też nie mogę liczyć, bo nie jest chora na raka.
Tak więc nie mając pomocy z instytucji państwowych, zdecydowałam się mamę zabrać do domu.
I mam mamę w domu.
A najbardziej rozśmieszył mnie dzisiejszy tekst ( jedynie odezwanie się sanitariusza) : czemu pani tak bardzo chciała zabrać mamę do domu. Przecież wkrótce wróci do szpitala.
A to nie ja chciałam zabrać mamę do domu, ale lekarz kilkakrotnie zaznaczał, że mama nie przejawia schorzeń psychiatrycznych i na łóżko czekają inni pacjenci.
 A dziś mama nie chciała zupy ( karmiłam strzykawką ) . Wypiła wieczorem trochę mleka z miodem i pije po troszkę wodę. Oczywiście podawaną strzykawką.
Teraz zmieniłam pieluchę i mama dalej śpi. Ale przy każdej próbie ruszenia jej , jęczy i stęka. A ja nie wiem z bólu czy aby jej nie przeszkadzać.




Początek.

Od dzisiaj zaczynam trzeci etap w swoim dorosłym życiu.
I   etap - moje dzieci i opieka nad nimi.
II  etap - moje wnuczki i opieka nad nimi.
III etap - moja mama i opieka nad nią.

Tego bloga stworzyłam ku pamięci swojej i moich dzieci. A także osobom będącym w mojej sytuacji aby im pomóc w trudnych chwilach oraz czerpać od nich doświadczenie.

Moja mama 29 marca skończy 91 lat. Od 4 grudnia przebywała na oddziale geriatrycznym w szpitalu psychiatrycznym.
Dzisiaj karetka przywiezie mamę do domu.
Pokój przygotowany i łóżko wypożyczone i zmontowane.


Jestem poddenerwowana, bo nie wiem w jakim stanie będzie mama. 
Nie mam zupełnie doświadczenia w opiekowaniu się starszą osobą. 
Mam podręcznik  "Chory w domu" , który napisala Diana Hastings. I czytam.