poniedziałek, 4 lipca 2016

A jednak tęsknię...

Z moją mamą miałyśmy bardzo luźne relacje. Teraz już nie myślę o powodach takiej a nie innej sytuacji. Nie były to relacje takie jakie mam ze swoją córką. I już nie winię za to ani mamy ani siebie.
I teraz przychodzą chwile gdy tęsknię za nią.
Czasem chciałabym aby zobaczyła moją działkę, której nigdy nie widziała. Bo jak mówiła nie ma sił chodzić. Skoro tak mówiła, to nie zmuszałam jej do wyjazdu na działeczkę. A może powinnam? Sama już nie wiem.
łapię się też na chwilach , wspomnieniach, na myśleniu czego mi nie powiedziała. O czym nie wiem i już nigdy nie dowiem się.
Nie dowiem się już o jej rodzinie z wileńszczyzny. Nie dowiem się jak naprawdę wyglądał jej przyjazd do Polski. Zawsze było to owiane mgiełką tajemnicy. Nie dowiem się też dlaczego po śmierci ojca oddała nas do Domu Dziecka. I dlaczego wracaliśmy kilkakrotnie do innych Domów. Wolę myśleć, ze tak być musiało i już.  A przecież tak naprawdę mieliśmy rodzinę, ciotki, babcię i dziadka. Ale mama nie chciała mieć z nimi ścisłego i serdecznego kontaktu. Skoro tak zadecydowała , to tak było i już nie dowiem się dlaczego.
I dlatego ja staram się mieć inne, serdeczne ( moim zdaniem) relacje ze swoimi dziećmi i rodziną.
Aby moje dzieci nie miały takich dylematów. A że będą miały inne , to jest pewne.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Koniec z długami mamy.

23 maja w sądzie w obecności referendarza złożyłam podpis pod oświadczeniem o odrzuceniu spadku.
Bardzo obawiałam się tego momentu. Chociaż wiele osób z mojego otoczenia twierdziło, ze to tylko formalność i nikt nie zmusi mnie do przyjęcia spadku, to tliła się we mnie niepewność.
Ale już mam ten problem z głowy.
Dzisiaj córka odebrała z poczty zawiadomienie z sądu zawiadomienie, że ja odrzuciłam spadek. Na syna czeka awizo. I teraz oni musza złożyć odpowiednie oświadczenia w sądzie.
Jest mi lekko na duszy, bo nie muszę spłacać nie swoich długów.

środa, 20 kwietnia 2016

Nie daję się starości. A jednak...

Od śmierci mamy już troszeńkę dni upłynęło.
I zdałam sobie sprawę, że jestem najstarsza w naszej rodzinie. I nie jest to najmilsze uczucie.
I jeśli dochodzą jeszcze jakieś dolegliwości, to wpadam w popłoch.
Jestem coraz starsza!!!!
I wcale tego nie chcę. A muszę zaakceptować.
W bezsenne noce porządkuję swoje sprawy i planuję jak przekazać je dzieciom.
Nawet jeśli pożyję jeszcze długo albo dłużej, to chcę żyć w spokoju, że mam uporządkowane życie emerytki.
Założyłam teczkę z ważnymi dokumentami typu różnego rodzaje metryk.
Mam też teczkę z wszelkimi ubezpieczeniami. Inną z umowami i rachunkami.
Z doświadczenia wiem, że nawet jeśli osiągnę podobny wiek do mojej mamy, to podobnie jak ona zapomnę o ważnych sprawach. A nie chcę aby moje dzieci miały ze mną i moimi sprawami kłopot.
I gdy mam teraz względny porządek i ład w papierach, mogę spokojnie spędzać życie emerytki na działce czy w parku.
A gdy jest porządek w papierach, to i nastrój jest lepszy. I radość pełniejsza. A tym samym to wszystko odbija się na zdrowiu psychicznym i co za tym idzie na zdrowiu fizycznym.
I już mi lepiej. I młodziej!!!!

środa, 23 marca 2016

Minął miesiąc od śmierci mamy. Niby tylko miesiąc a wydaje się tak dawno. Przez ten czas tak wiele zmieniło się w naszym życiu. Oswoiłam się z nieobecnością mamy. to może przykro zabrzmieć, ale nie było to trudne. Może dlatego, że miałyśmy dużo luźniejszą więź niż ja z moją córką. Tak naprawdę, to żyłyśmy obok siebie. Mama nie wprowadzała mnie w swoje życie i jego tajniki . I ja też tak nauczona robiłam tak samo.
Ale nie jest to dobre życie i dobre relacje między matką i córką.
Cieszę się, że moja córka inaczej mnie traktuje i dbam bardzo o to aby tak zawsze było. To ode mnie zależy jak będę traktowana przez dzieci na starość.
Dzisiaj spadł mi kamień z serca, bo złożyłam w sądzie oświadczenie o odrzuceniu  się spadku.
Gdy dostanę protokół z sądu, to moje dzieci też odrzucą spadek. I niech wierzyciele teraz mają problem .
Tak naprawdę, to nie wierzę w to aby nie byli ubezpieczeni od śmierci dłużników. Bo takich sytuacji jest ogromna ilość. Byłoby to największa głupota wszystkich firm wykupujących długi.
Te mamy długi położyły cień na naszych stosunkach i bardzo je ochłodziły. Ale to już przeszłość i nie będę wracać do tego.
Teraz pozostało mi tylko wspominać ciepłe momenty z naszego życia i dbać o grobowiec i zieleń wokół niego.
I niech mama spoczywa w spokoju.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Pustka.

Dnia 23.02. Mama odeszła.
Rano  po cichutku nikomu nie tłumacząc się i nikomu nie przeszkadzając. Po prostu odeszła.
Jeszcze po 8-ej poprawiłam jej pościel, dałam pić i poszłam do kuchni zaparzyć sobie kawę i ugotować mleko z kaszką dla Mamy.
I gdy przed 9-tą przyszłam do pokoju aby Ją nakarmić, zauważyłam nową nieznaną zmianę.
Mama umierała. Zamknęłam jej oczy, wzięłam za jeszcze ciepłe dłonie i modląc się jeszcze raz prosiłam o wybaczenie i dodawałam jej otuchy przy przejściu na drugą stronę. Mówiłam, że Tam na Mamę czeka Jej Mama, siostra i bracia. Czekają Jej Mężowie.
I Mama spokojnie poszła do Nich.
Nie rozpaczałam. Ale płakałam.
Musiałam zadzwonić po lekarza. Musiałam zadzwonić do firmy zajmującej się pochówkiem. Musiałam mieć siły.
Co prawda mąż mi pomagał i córka też. Ale to ja jestem córką.
Pogrzeb był bardzo kameralny. Tak bardzo wiekowi ludzie mają już okrojone rodziny i bardzo mało znajomych.
Nie mniej jednak poinformowaliśmy rodzinę mojego męża. To było moim szczerym zamiarem pojednania się z nimi. I bardzo cieszę się, że chyba mi się to uda. Bo przyszły wszystkie trzy kobiety na których mi zależało. Bo to kobiety tworzą rodzinę i ją cementują.
A teraz pozostają sprawy do załatwienia. Najważniejsza złożenie wniosku o odrzucenie spadku. Czyli pozbycie się długów, które mogłyby przejść na nas i na nasze dzieci  i ich dzieci. Muszę też zamknąć jej konto i powiadomić o śmierci firmę do której przelewałam dług Mamy.
To są przykre sprawy , które ciążyły od kilku lat na naszych stosunkach. Ale to wszystko wybaczyłam Mamie i mówiłam o tym w Jej ostatnich dniach. Chciałam aby odeszła w spokoju świadoma, że nie mam do niej żalu i wszystko pozałatwiam.
I tak jest i tak właśnie robię.
Nie mogę oswoić się z Jej pustym pokojem. Ciągle mam wrażenie, ze tam jest i chodzi po przedpokoju.
Wiem, że to minie. Ale póki co Mama jeszcze jest z nami.

piątek, 19 lutego 2016

Dziwne odczucia....

...gdy wiele osób z którymi rozmawiam o chorobie mamy przygotowuje mnie na jej śmierć. A ja tego nie czuję.
Wczoraj pielęgniarka spytała mnie czy wiem co mam robić w przypadku gdy mama odejdzie. Poinformowała gdzie mam w pierwszej kolejności dzwonić i co załatwiać. Po jej wyjściu weszłam na odpowiednie forum w internecie. Wszystko to co powiedziała Pani Celinka pokrywało się z informacjami jakie znalazłam na forum.
Wiem, że z każdym dniem zbliża się ta chwila. Ale nie czuję tego. Widzę codzienne zmiany w mamie. Ale nie czuję jej zbliżającej się śmierci.
Mam niemiłe stosunki z rodziną Jędrusia. I chcę zrobić ( znów) krok aby scementować tę rodzinę. Chcę ( gdy już zajdzie taka potrzeba) powiadomić ich o pogrzebie i zaprosić ich na obiad w domu.
Jak oni zareagują, to już naprawdę bez znaczenia. Jeśli przyjdą, będę bardzo szczęśliwa, że znów będziemy stanowić rodzinę. Ale jeśli nie przyjdą, to nie będę z tego powodu rozpaczać. I też zamknę ten rozdział w swoim rodzinnym życiu.
Myślę o tym i o sprawach finansowych ( długi mamy) i niby wiem co mam robić, ale boję się tego wszystkiego.
Pani Celinka radzi mi iść z wizytą do psychiatry. Mam już zarezerwowaną kolejkę od grudnia. I chyba wybiorę się. Bo obawiam się, że jednak nie dam rady i pęknę w najmniej odpowiednim momencie. Już teraz łapię się na typowych objawach zbliżającej się depresji. Nie wychodzę z domu , bo mi się nie chce. Nie dbam o siebie, bo mi się nie chce. Do wszystkiego zmuszam się. Nawet do gotowania. A przecież to bardzo, bardzo lubiłam. Niby trzymam się a jednak mam coraz częściej słabe momenty.
A przecież wszystko jest jeszcze przede mną

czwartek, 18 lutego 2016

Czas spokoju i wybaczania.

Dzisiaj mam dziwny taki nastrój. Może na taki stan wpływa fakt, że daję sobie radę z opieką nad mamę. Mam już opracowane ruchy przy karmieniu sondą, przy obmywaniu ciała, przewijaniu. Mam już zorganizowany dzień. A mama jest spokojna i nieruchliwa. To bardzo pomaga przy pielęgnacji chorego.
Jestem wyciszona a to sprzyja różnym rozmyślaniom.
Miałam co wybaczać mamie, to fakt. Ale już zapomniałam o wszystkim . I wybaczyłam wszystko.
Nie jestem osobą modlącą się zanadto. Modlę się z szacunkiem dla Boga. Nie wyklepuję modlitw przy każdej wolnej chwili.
A teraz postanowiłam modlić się na głos przy mamie. Mama modliła się bardzo często. Teraz już nie może. Więc to dla niej i z miłości do niej i szacunku pomodlę się aby spokojnie przeżyła ten swój ostatni etap.
Skoro ma jej to pomóc w przejściu na drugą stronę, to niech tak będzie.
Może będzie słyszała te modlitwy? Może nie będzie się bała i nie będzie cierpiała?

piątek, 12 lutego 2016

Tydzień za nami. Daję radę.

Jak ten czas szybko leci. Już tydzień minął jak mama jest w domu. Wszystko mnie przerażało.
Począwszy od karmienia i pojenia a skończywszy na przewijaniu i myciu.
Mama już pierwszego dnia wyjęła sobie sondę. Więc karmię ją strzykawką. Ale już nie chce jeść. I nie wiem czy kaprysi bo jej nie smakuje, czy nie może przełykać. Wciskam jej 50 ml. I bez znaczenia czy to mleko z kaszką, sok, zupa czy woda.
Mamy już pielęgniarkę. Była dwa razy. Pokazała mi jak myć mamę. I przy wielkiej pomocy Oli zrobiłyśmy to. Może nie było fachowo ale mama jest odświeżona. I pościel udało nam się zmienić. Co przy braku współpracy ze strony mamy wcale nie było łatwo.
Mamy całoroczne zlecenie na pieluchy, cewniki i woreczki. Dzisiaj mąż przytargał ze sklepu medycznego 60 pieluch.
Przekładam mamę na drugą stronę co 3 godziny, masuję ręce i stopy.
Zeszła opuchlizna z lewej dłoni.. A była jak balon. Smarowałam Altacetem. I podaję Ibufen.
Czasem poruszy ręką. Ale generalnie nie rusza się. No i krzyczy przy każdej próbie przewrócenia jej czy zmiany koszulki albo pieluchy. O jęczeniu już nie wspomnę, bo przyzwyczaiłam się.
Jeśli jutro i pojutrze nie będzie jadła, to poproszę pielęgniarkę o założenie sondy. Ale to też nie jest wyjście idealne, bo trzeba będzie przywiązywać jej ręce aby tej sondy nie wyciągała.
I nabieram powietrza, wdechów kilka robię i do przodu.

niedziela, 7 lutego 2016

Asystujące prawnuczki. Czyli jak dziewczynki oswajają się z chorobą Babuleńki.

Często w rozmowach przewija się pytanie: czy oswajać dzieci ze śmiercią najbliższych.
Odpowiem, że tak!!!
Moje wnuczki 10-letnia Alicja i 6-letnia Maja wiedzą, że Babuleńka jest bardzo chora i to jest jej ostatni etap życia kończący się śmiercią.
Dzisiaj asystowały przy myciu Babuleńki. Szczególnie Alusia. Wzruszyła mnie bardzo, bo do Babuleńki mówiła moimi słowami, uspakajała ją i pomagała nam przy myciu.
A gdy wylewałam woreczek z moczem zapytała czy ja się nie brzydzę. Odpowiedziałam , że nie bo przecież to jest moja Mama. A potem sama wzięła pampersa i zaniosła do wiaderka. Cały czas dziewczynki obserwowały jak ja z córką myjemy babcię, obcinamy paznokcie i smarujemy oliwką i maścią.
Dziewczynki wiedzą, że Babuleńka już niedługo umrze. I wezmą udział w pogrzebie.
Bo dzieci  muszą uczestniczyć we wszystkich przejawach życia rodzinnego. A takim jest choroba i śmierć najbliższych.

sobota, 6 lutego 2016

Znów w domku. I dobrze!!!

Wczoraj odebrałam mamę ze szpitala. Lekarze zlikwidowali stan zapalny w organizmie. I stan mamy pozwolił na wypis do domu. Mamę z cewnikiem i sondą do karmienia przywieziono karetką do domu.
W pewnym sensie wymusiłam na lekarce prowadzącej zaświadczenie o konieczności sprawowania całodobowej opieki pielęgniarskiej.
Pielęgniarki podpowiedziały mi abym w przychodni rodzinnej zgłosiła potrzebę opieki przez pielęgniarkę środowiskową. Tak też zrobiłam zarejestrowałam się do lekarki.
Dlaczego ja wszystko widzę w różowych barwach? Dlaczego wydaje mi się, ze wszystko jest proste do załatwienia?
Przed wyjściem zadzwoniłam do ZOL-u i dowiedziałam się, że mogę złożyć wniosek o umieszczenie mamy, bo mama jest karmiona sondą. Wydrukowałam odpowiednie formularze i zaniosłam do przychodni. I znów w pewnym sensie wymusiłam wystawienie skierowania, wypełnienie przez pielęgniarkę wywiadu, oceny w skali Bartela. Ale mam już komplet ( mam nadzieję ) dokumentów i w poniedziałek wyślę do ZOL-u.
No i miałam oczywiście kilka pytań do pielęgniarki . I tu zostałam potraktowana co najmniej śmiesznie. Bo zadawałam dziecinnie proste pytania. Jak postępować z woreczkiem na mocz czy też sondą. Pielęgniarka była zdziwiona, że ja takich prostych rzeczy nie umiem. A dla mnie to był pierwszy w życiu kontakt z tak prostymi dla niej czynnościami. Mogła mi wytłumaczyć bez ironicznego uśmiechu. Ale i to też przeżyłam.
Po drodze do domu kupiłam kilka woreczków. I udało mi się za pierwszym razem ( bez wylania podłogę  zawartości woreczka) wymienić woreczek. z sondą mam na dwa dni spokój, bo mama sobie ją wyjęła. Zapomniałam przywiązać rękę do łóżka.
Ale udało mi się wstrzyknąć 30 ml zupy i  wieczorem 100 ml mleka z odrobiną kaszki, masła i cukru.
Strzykawką podaję też wodę i rozcieńczony sok jabłkowy.
A jutro muszę mamę pomęczyć i obejrzeć jej ciało, bo w karcie obserwacyjnej pielęgniarka zamieściła informację o odleżynach.
A w niedzielę przyjdzie Ola i będziemy mamę pucować.
Mama jest spokojniejsza, nie jęczy tak jak poprzednim razem.Może dlatego, że nie ma gorączki. Może też mniej ją coś boli?
Zobaczymy co nam czas przyniesie .

piątek, 29 stycznia 2016

Miałam rację , ale nie jestem z tego powodu szczęśliwa.

No i okazało się, że miałam rację awanturując się  o zabranie mamy do szpitala.
Mama ma zapalenie dróg moczowych, zapalenie płuc, niewydolność nerek , problemy z sercem ( pomimo wszczepionego rozrusznika). I oczywiście problemy z przyjmowanie pokarmu i napoju. Zwraca podawaną zupę i płyny.
Lekarz delikatnie poinformował, że to już końcowy etap i brak szans na poprawę.
Piję meliskę i staram się brać to wszystko ze spokojem. Bo nerwy i awantury niczego nie zmienią. A ja muszę też być silna i w miarę zdrowa.
Stopniowo sobie wszystko poukładam. Mam jeszcze czas. Mniej albo więcej, ale mam trochę czasu na przygotowanie się do ostatecznego momentu.
Z różnych względów nie będzie to łatwe. Ani ze względów finansowych ani z rodzinnych względów.
Jest tak jak jest i też nic na to nie poradzę.
Jutro wybieramy się z Olą, która chce zobaczyć swoją babcię i pobyć z nią chociaż przez chwilkę.
Czekam....

czwartek, 28 stycznia 2016

W szpitalu.

Dzisiaj moja mama została przyjęta na oddzial wewnętrzny w szpitalu UWM.
Leży pod kroplówką i pod monitorem. Lekarz dyżurny potwierdził moje przypuszczenia, że jest infekcja. A dokładniej dowiem się jutro gdy porozmawiam z lekarzem prowadzącym.

środa, 27 stycznia 2016

To zakrawa na kpiny!!!

Dzisiejsza noc przebiegła niespokojnie. Mama ciągle jęczała tak jakby ja cos bolało. Rano miała gorączkę 38,5. Bardzo mało przyjmowała płynów . Udało mi sie wlać kilka łyżeczek wody . A potem kilka łyżeczek przecedzonej zupy. I koniec. O przyjęciu leków lepiej nie mówić. Jedną tabletke udało mi się rozkruszyć i rozpuścić w bardzo małej ilości wody. Drugiej nie dałam rady rozpuścić. Nie rozumiem jak można osobie mającej trudności w połykaniu przepisać tabletki i kapsułki.
Lekarka rodzinna przyszła w końcu z dwugodzinnym opóźnieniem. I stwierdziła, że stan mamy wymaga opieki w ZOL-u. Ale nie kwapiła się do wystawienia skierowania. Podpowiedziała aby zadzwomnić po pogotowie. Bo mama wymaga szybkiego podania antybiotyku. I nawodnienia.
I zadzwoniłam po pogotowie. A tu zonk. Następna "przyjemność". Pan "manewrowy" ( jak to mój mąż nazwał) oburzonym glosem stwierdził : co pogotowie może pomóc? Po kilku ostrych zdaniach łaskawie zgodzil się wysłać karetkę. A mama miała już 39,2.
I karetka z sanitariuszami przyjechała. I od samego początku potraktowali mnie z góry. Pan sanitariusz stwierdził, że mamy nie wezmą do szpitala. A tak w ogóle to działam nie zgodnie z procedurami. Bo powinnam wezwać lekarza z przychodni. I długo upierał się w swojej decyzji. Pani sanitariusz stwierdziła, że powinnam zbijać gorączkę i stosować zimne okłady. Zimne okłady na jakiś stan zapalny.!!!Strasznie zdenerwowałam się. I krzyczałam. A oni, że krzyczę i robię awantury. W końcu zażądałam pisemnej odmowy udzielenia pomocy. Mama w ogóle nie kontaktuje , a on pyta się ją o nazwisko i imię. Na to ja wybuchłam, że znalazł się następny mądry. Oburzyli się ale to pomogło. Jeszcze raz sam ją zbadał i stwierdził, że zawiozą mamę do szpitala. Nie mogli uwierzyć, że mamę w takim stanie przywieźli  wczoraj do domu.
Ale to i tak było usiłowanie odepchnięcia od siebie podstawowego obowiązku niesienia pomocy.
To nieprawdopodobne jak wszyscy uprzejmie i z uśmiechem kierują mnie do innych.
Nawet jeśli mama zbliża się do końca swojej drogi, to nie znaczy, że ja podołam pomóc jej medycznie w ostatnich chwilach. Mama teraz jest w szpitalu . A ja mam zadzwonić jeszcze . I aż boję się co mi znów głupiego powie lekarz.
No i dodzwoniłam się. Mama została przyjęta na oddział chorób wewnętrznych.

wtorek, 26 stycznia 2016

Jak to się zaczęło?

To nie był pierwszy pobyt mojej mamy w szpitalu z powodów psychiatrycznych. O poprzednim pobycie może napiszę kiedyś przy okazji.

Ten pobyt zaczął się nasilonymi dziwnymi zachowaniami w maju poprzedniego roku. Bardzo różnie zachowywała się. Ale w listopadzie zaczęło to już mnie przerastać. Znów zaczęła przeganiać nocą tłumy i robić jakieś zbiórki. Poza tym zaczęła pić wodę z sedesu przy pomocy kubka i muszelek, które mam na pólce dla ozdoby. Do tego doszło siusianie do kubka, na podloge i do kapci.
Tak się złożyło, że lekarz psychiatra opiekujący się mamą zadzwonił, że ma wolny termin wizyty domowej. Bardzo mnie to ucieszyło. I 4 grudnia zawiozlam mamę na oddział. Mama sama zeszła ze schodów, wsiadla do taksówki, rozmawiała z lekarką ( odpowiadala na pytania - czasem lepiej częściej gorzej). A na oddziale zaczęła nawet śpiewać. I taką ją zostawiłam. I to były ostatnie normalniejsze zachowania mojej mamy.
Po kilku dniach odwiedziłam mamę. Przywieziono mi mamę na wózku. Już nie kontaktowała za bardzo.
A po tygodniu nawet już nie przywieziono mi mamy. Nawet jej nie widziałam. Bo leżala po kroplówka i po dzialaniu leków wyciszających. Znając moją mamę i jej reakcje, wierzę lekarzom, że była agresywna i krzyczała na pielęgniarki. To nie była agresja na wielką skalę , ale dała się we znaki personelowi.
Od początku pobytu prosiłam lekarza o pomoc w umieszczeniu mamy w ZOL-u. Ale ciągle słyszałam, że jutro. Sama zadzwoniłam do dwóch zakładów. Kolejka zapisów na pobyt jest na cały rok.
Pobyt w DPS-e nie wchodzi w rachubę ze względów finansowych. A na Hospicjum też nie mogę liczyć, bo nie jest chora na raka.
Tak więc nie mając pomocy z instytucji państwowych, zdecydowałam się mamę zabrać do domu.
I mam mamę w domu.
A najbardziej rozśmieszył mnie dzisiejszy tekst ( jedynie odezwanie się sanitariusza) : czemu pani tak bardzo chciała zabrać mamę do domu. Przecież wkrótce wróci do szpitala.
A to nie ja chciałam zabrać mamę do domu, ale lekarz kilkakrotnie zaznaczał, że mama nie przejawia schorzeń psychiatrycznych i na łóżko czekają inni pacjenci.
 A dziś mama nie chciała zupy ( karmiłam strzykawką ) . Wypiła wieczorem trochę mleka z miodem i pije po troszkę wodę. Oczywiście podawaną strzykawką.
Teraz zmieniłam pieluchę i mama dalej śpi. Ale przy każdej próbie ruszenia jej , jęczy i stęka. A ja nie wiem z bólu czy aby jej nie przeszkadzać.




Początek.

Od dzisiaj zaczynam trzeci etap w swoim dorosłym życiu.
I   etap - moje dzieci i opieka nad nimi.
II  etap - moje wnuczki i opieka nad nimi.
III etap - moja mama i opieka nad nią.

Tego bloga stworzyłam ku pamięci swojej i moich dzieci. A także osobom będącym w mojej sytuacji aby im pomóc w trudnych chwilach oraz czerpać od nich doświadczenie.

Moja mama 29 marca skończy 91 lat. Od 4 grudnia przebywała na oddziale geriatrycznym w szpitalu psychiatrycznym.
Dzisiaj karetka przywiezie mamę do domu.
Pokój przygotowany i łóżko wypożyczone i zmontowane.


Jestem poddenerwowana, bo nie wiem w jakim stanie będzie mama. 
Nie mam zupełnie doświadczenia w opiekowaniu się starszą osobą. 
Mam podręcznik  "Chory w domu" , który napisala Diana Hastings. I czytam.